Nad jeziorem Głębokie, naprzeciwko lasu, na końcu spokojnej ulicy znajduje się niepozorny dom. Przekraczając jego próg, niczym w baśni o Alicji w Krainie Czarów lub w Opowieści z Narnii – przenosimy się do innego świata, pełnego sztuki, magii i pięknych przedmiotów. Z zewnątrz nic nie zapowiada widoku, otwierającego się przed oczami gościa wchodzącego do środka: nieruchomość o prostej architekturze, schowana za szpalerem drzew, wewnątrz wypełniona po brzegi zabytkowymi meblami, ceramiką, szkłem oraz pracami plastycznymi właścicielki.
Pani Stanisława Dobrzeniecka-Żyłkowska, artystka, urodziła się w 1930 r. w Łapach koło Białegostoku, jako druga z kolei z pięciu sióstr. Z okresu dzieciństwa zachowała wspomnienie, o którym opowiada z uśmiechem: Będąc kilkuletnią dziewczynką musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, co wtedy uważała za wielką niesprawiedliwość, bo to przecież nie były „jej dzieci”, buntowała się. Pamięta, że kiedyś tak mocno, ze złością, bujała siostrę w wózku, że ta wypadła na podłogę. Metoda była radykalna, ale poskutkowała – od tej pory Stenia nie musiała już niańczyć żadnego niemowlęcia.
Mama dziewczynek pochodziła ze wsi pod Warszawą, nie pracowała zawodowo, zajmowała się dziećmi i domem. Ojciec pochodził z rodziny z kolejarskimi tradycjami i sam również poszedł w ślady przodków. „Rodzice byli wspaniali”, wspomina pani Stanisława po latach. Żyli dla córek, zaszczepili w nich pociąg do nauki, wiedzy. W czasie wojny prowadzali na tajne nauczanie, mimo że groziła za to nawet kara śmierci, pilnowali, żeby dziewczynki czytały książki (pożyczane z plebanii, od księdza). Później każda z latorośli mogła wybrać kierunek nauki, który ją pociągał i miała w tym wsparcie mamy oraz ojca.
Dzieciństwo w Łapach, z uwagi na wojnę, było skromne, naznaczone poczuciem zagrożenia i bombardowaniami, ale siostry potrafiły cieszyć się każdym spokojnym dniem, zabawki robiły „z niczego”. Wszystkie miały ogromną wyobraźnię i talent: same szyły sobie lalki, które pięknie ubierały, potrafiły również robić na drutach. Pani Stanisława od najmłodszych lat przejawiała pociąg do malowania. Ozdabiała rysunkami każdą wolną przestrzeń – nawet szafy i wewnętrzne strony szuflad w komodach. Po wojnie ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych w Białymstoku, potem studia w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na Wydziale Architektury Wnętrz, w pracowni prof. Lecha Kadłubowskiego. Dyplom obroniła w 1958 r. Pod koniec studiów spotkała swojego przyszłego męża, który kończył Politechnikę Gdańską na Wydziale Budowy Okrętów.
Rok po ślubie urodził się jedyny syn pary – pani Stanisława nie wyobrażała sobie mieć więcej dzieci w kraju znajdującym się pod reżimem komunistycznym. W poszukiwaniu dogodnego miejsca dla siebie, rodzina w 1960 r. przyjechała do Szczecina. Najpierw mieszkali w kamienicy na ul. Jarowita, a od 1976 r. pod obecnym adresem na osiedlu Głębokie. Odkupili nieruchomość od brata stryjecznego męża, kiedy ten przyjął tekę wiceministra i przeprowadził się do Warszawy. Początkowo artystce nie podobało się, że będą mieszkać tak daleko od centrum miasta, jednak dziś jest z tego powodu bardzo szczęśliwa. Bardzo lubi swój nieduży dom z owalnym oknem witrażowym i pięknymi schodami prowadzącymi na piętro, urządzony zgodnie z własnym gustem i zainteresowaniami. Wnętrze jest eklektyczne, pokoje pełne antyków, szkła, porcelany, jednak nie zagracone i zaaranżowane z dużym wyczuciem smaku. Wśród mebli można znaleźć oryginalne gdańskie szafy i biurko, na półkach stoją wazony z seryjnych produkcji wytwórni w Krośnie oraz projektowane przez znanych polskich artystów, jak Ryszard Stryjec, Lidia Oleśniewicz czy Ryszard Sulajewski. W zbiorach pani Stanisławy znajdują się takie „perełki” jak replika miśnieńskej wazy do zupy ze słynnego „Serwisu Łabędziego”, zaprojektowanego w XVIII w. dla hrabiego von Brühla. Są też przedmioty oryginalne, pamiątkowe, na przykład rulon sznurka do snopowiązałek, z którego artystka wykonywała dawniej tkaniny artystyczne czy żeliwny garnek do gotowania na fajerkach – o dziwo – działający również na współczesnej kuchni indukcyjnej i wciąż używany.
We wszystkich pomieszczeniach jest dużo, dużo prac właścicielki, obrazów, rzeźb, które stoją na podłodze i na meblach – tworzą prawdziwą galerię autorską. Są też dzieła, które artystka otrzymała w prezencie od szczecińskich malarzy: Erazma Kalwaryjskiego, Janiny Kosińskiej-Brzozowskiej.
Pani Dobrzeniecka-Żyłkowska całe zawodowe życie zajmowała się sztuką użytkową. Od czasu do czasu realizowała prace zlecone przez szczeciński oddział Pracowni Sztuk Plastycznych – państwowego przedsiębiorstwa, która skupiało środowiska artystów plastyków. Wykonywała mniejsze i większe zlecenia, jak projekty wnętrz urzędów stanu cywilnego (np. w Mieszkowicach), plakaty na święto 1 Maja. Mile wspomina zadanie od Miejskiej Rady Szczecina z okazji tysiąclecia Polski w 1966 r.: Latem, w 30-osobowym zespole, malowali na Podzamczu kilkadziesiąt plansz przedstawiających scenki historyczne. Praca odbywała się pod gołym niebem, w wesołej atmosferze, wśród sympatycznych ludzi. Na rocznice rewolucji październikowej pani Stanisława czasami robiła dekoracje z wykorzystaniem np. płyt paździerzowych.
Pani Dobrzeniecka – Żyłkowska miała nieźle zarabiającego męża, dzięki temu rodzinie dobrze się powodziło, ale koledzy i koleżanki po fachu, dla których sztuka była jedynym źródłem dochodu, jeśli nie chcieli czekać na zlecenia z PSP, musieli nachodzić się po urzędach, gabinetach dyrektorów w poszukiwaniu tzw. „fuch”.
W latach 60 i 70 XX wieku pani Stanisława projektowała głównie wnętrza i meble. Później zajmowała się tkaniną artystyczną, między innymi do dekoracji wnętrz promów pasażerskich budowanych w Stoczni Szczecińskiej. Brała udział w licznych wystawach na terenie całej Polski.
Na początku lat ’90 XX wieku zafascynowała się grafiką komputerową, co zaowocowało dużą wystawą indywidualną pt. „Malowane komputerem”, pokazywaną w Szczecinie, na terenie kraju oraz w Niemczech. Artystka wyrażała się też poprzez rysunek i malarstwo. Te prace także były pokazywane szerokiej rzeszy odbiorców.
Po śmierci męża pani Stanisława przez jakiś czas skupiła się na poszukiwaniu nowych form rzeźbiarskich. Być może, jak uważa, potrzebowała tego, aby wypełnić pustkę po ukochanym.
Mimo swoich 92 lat plastyczka jest ciągle aktywna zawodowo. Cieszy się doskonałym zdrowiem, jedynie ze wzrokiem ma problem – teraz tworzy głównie w czerni i bieli, wykonuje rysunki węglem albo czarną kredką pastelową. W tym roku postawiła sobie za cel przygotować 100 ilustracji w dużym formacie.
Bardzo wspiera ją syn, który mieszka niedaleko, na tym samym osiedlu. Zamawia potrzebne materiały przez internet, kupuje ramy do obrazów. Pomaga prowadzić stronę internetową i media społecznościowe, nawet nauczył mamę posługiwać się smartfonem. Jest bardzo dużym wsparciem dla pani Stanisławy, „najlepszym kumplem, przyjacielem, na którego może liczyć w każdej sytuacji”.
Prace artystki z Głębokiego od lat niezmiennie są eksponowane na wystawach indywidualnych i zbiorowych, można je znaleźć w kolekcjach sztuki w Polsce, w Europie oraz w USA i Kanadzie. Nazwisko Dobrzeniecka – Żyłkowska jest bardzo znane w środowisku artystycznym – pani Stanisława należy do Związku Polskich Artystów Plastyków od 1958 roku.
Malarka w ostatnim czasie rzadko wychodzi poza obręb dzielnicy, ale nie narzeka na samotność czy brak zajęć. Kiedy nie jest skupiona na swojej pracy, zajmuje się ulubionym psem, yorkiem – Wanią, spotyka z rodziną, ma szerokie grono znajomych.
Bogaty życiorys pani Stanisławy Dobrzenieckiej-Żyłkowskiej to historia kobiety o otwartym umyśle, zawsze odważnie podążającej za swoją pasją.