Na Irenę, urodzoną w Bysławiu w 1943 r. starsze rodzeństwo mówiło „śledź pomorski”, a ona na nich, że są „zza Buga”, mimo że dzieci dzieliło tylko kilka lat różnicy wieku. Długą i ciekawą drogę przebyła rodzina pani Ireny, zanim w Grudziądzu na Pomorzu spotkali się jej rodzice. Przodkowie matki pochodzili z Wielkopolski i Pomorza, które w XIX wieku było częścią zaboru pruskiego.
Babcia Aniela urodziła się w 1881 roku w okolicy Tucholi, w Żninie w 1879 roku urodził się dziadek Nikodem, który jako poddany pruski zasadniczą służbę wojskową odbył w dalekim Metz. Pamiątką tej służby jest drewniana skrzyneczka, kiedyś zamykana na kluczyk, dziś bez wieczka, ale oznaczona nazwiskiem dziadka i numerem pułku, przechowywana przez wnuczkę. Dziadek Nikodem był szewcem i po odbyciu służby zamieszkał w Bydgoszczy. Młody rzemieślnik zobaczył u kolegi zdjęcie Anieli i z miejsca się zakochał. Dla ukochanej przeprowadził się do Bysławia, koło Tucholi, gdyż Aniela, jako 16-letnia i najstarsza, po śmierci matki opiekowała się młodszym rodzeństwem. Aniela i Nikodem pobrali się w 1906 roku. Nikodem świadczył usługi szewskie. Był tak dobry w swoim fachu, że zjeżdżali ludzie zamawiać „oficerki” z Bydgoszczy, odległej o 40 km. W 1916 roku, mając 37 lat, został zmobilizowany, walczył na pograniczu prusko-francuskim, był rany. Szczęśliwie wrócił do domu. Po wojnie był radnym w gminie, zmarł w 1950 roku.
Z dziewięciorga dzieci pary, matka pani Ireny, Helena, była najstarsza. Urodziła się w 1907 roku. Wcześnie zaczęła pracować. Zachowały się dokumenty poświadczające jej pracę w Grudziądzu i w Bydgoszczy. W Grudziądzu poznała swojego przyszłego męża, Piotra Zapaśnika, który szkolił się tam na podoficera piechoty. Wesele odbyło się w 1933 roku w Bysławiu.
Historia rodziny ojca pani Ireny brzmi dość egzotycznie dla dzisiejszego czytelnika: dziadkowie mieszkali w Petersburgu, stolicy imperium rosyjskiego. Babcia Józefa zajmowała się domem, a dziadek Jerzy był dorożkarzem. Miał swój powóz i herbaciarnię dla innych dorożkarzy. W czasie rewolucji, kiedy zrobiło się niebezpiecznie dla ludzi prowadzących własne interesy, zdecydowali z żoną o wyjeździe na wschód. Osiedli w Omsku na Syberii. Dziadek Jerzy z synami Piotrem i Wincentym chodzili do wyrębu tajgi. Ich sytuacja się poprawiła, gdy udało się kupić dorożkę. Babcia Józefa nie znała się na uprawie ziemi. Do dzisiaj w rodzinie pani Ireny krążą anegdoty o tym, jak babcia wyrywała siewki warzyw zamiast chwastów.
Dopiero około 1922 lub 1923 roku dotarła do Omska wiadomość, że Polska jest znowu niepodległa. Rodzina wróciła do ojczyzny i zamieszkała w okolicy Lidy (dzisiejsza Białoruś). Niedługo później dziadek Jerzy zmarł. Najstarszy syn Piotr urodzony w 1904 w Petersburgu został powołany do wojska polskiego w Wilnie.
Rodzice pani Ireny po ślubie w 1933 roku wyjechali do Wilna. Ojciec pracował na kolei, ale został zwolniony z pracy po wybuchu wojny w 1939 r. przez ówczesne władze litewskie. W 1940 roku udało się wyjechać do rodziców Heleny, do Bysławia. W czasie wojny pracował w firmie budującej drogi. Latem 1943 roku ekipę budowlańców, pracującą na tyłach frontu, zgarnęła partyzantka radziecka. Jako partyzant był ranny, potem trafił do Armii Polskiej.
Brał udział w walkach o przełamanie Wału Pomorskiego. Został zdemobilizowany w sierpniu 1945 r. Do Szczecina przyjechał w lutym 1946 roku. Aż do emerytury pracował w PKP, zmarł w 1974 r.
Mała Irenka chodziła do podstawówki przy ul. Królowej Jadwigi. Marzyła o tym, by zostać nauczycielką, ukończyła Liceum Pedagogiczne nr 1. Śpiewała w szkolnym chórze i grała na skrzypcach. Za radą wychowawczyni zaczęła studia na Politechnice Szczecińskiej. Poznała tam swojego przyszłego męża. Po dyplomie, do czasu urodzenia córki, pracowała w Zakładach Chemicznych Police, potem znalazła zatrudnienie w szpitalu przy ul. Arkońskiej, gdzie pracowała do przejścia na emeryturę.
W szkole średniej i na studiach pani Irena śpiewała w chórach. Z zespołem Politechniki Szczecińskiej odbyła pierwsze wojaże zagraniczne. Działała też aktywnie w Stowarzyszeniu Miłośników Opery i Operetki w Szczecinie – Irena Zawartko wymieniana jest wśród członków założycieli. Jako członkini Stowarzyszenia brała udział w 1999 r. w zbiórce pieniędzy na realizację „Wesołej Wdówki” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. Zebrano wtedy ponad 80 tys. zł. Od 2004 roku bierze udział w spotkaniach Stowarzyszenia Przyjaciół Wilna, Ziemi Wileńskiej, Nowogródzkiej i Polesia „Świteź”. Za zaangażowanie w pracę zawodową, a później w pracę społeczną pani Irena została uhonorowana odznaczeniami: „Złotym Krzyżem Zasługi” i medalem „Zasłużony dla kultury polskiej”. Razem z mężem otrzymali nadany przez Prezydenta Rzeczypospolitej medal „Za długoletnie pożycie małżeńskie”.
Pani Irena opracowała bogatą i interesującą historię rodziny. Przygotowując się do pracy przejrzała wiele materiałów zgromadzonych w archiwach państwowych i kościelnych. W kronice zamieściła oryginały dokumentów i zdjęć oraz uwierzytelnione kopie archiwalne. Zbiera książki, stare przewodniki, almanachy. Oprócz fotografii i świadectw historycznych posiada inne pamiątki, które mają dla niej dużą wartość sentymentalną. Jest, wspomniana wcześniej, drewniana skrzyneczka – pamiątka po dziadku, talerzyk z różami z serwisu ślubnego rodziców. O porcelanowej figurce Matki Boskiej z Dzieciątkiem bliscy pani Ireny mówią, że uratowała życie dziadkowi Nikodemowi: Podczas I wojny światowej w ruinach kościoła dziadek schylił się, bo wśród gruzu zobaczył posążek, w tym momencie przeleciał koło niego pocisk…
Pani Irena przechowuje w pamięci obrazy, których nie można dotknąć ani schować w kronice. W serdecznej pamięci przywołuje kozę dziadka, której mleko uratowało jej życie, kiedy jako 1,5-roczna dziewczynka, nieświadomie, napiła się ropy otrzymanej od czołgistów. Pamięta zabawy z koleżankami ze szkoły podstawowej, wycieczki klasowe. Które wspomnienie jest najważniejsze? Trudno powiedzieć, bardzo dużo nazbierało się przeżyć, których pani Zawartko osobiście doświadczyła oraz tych, o których tylko słyszała. Jednego tylko jest pewna: „Trzeba godnie przeżyć swoje życie,” takie motto chciałaby przekazać młodszym pokoleniom.